Komentarze: 3
A może tak o strachu...? O przerażeniu? W końcu po to tego bloga mam.Żeby się wylewać. To się wyleję.
Bez wstępnych ceregieli. Nie w głowie mi teraz poetyckie metafory. Ostatnia pigułkę zjadłam w niedzielę. Cóż... jest późne popołudnie czwartkowe, a ja nadal bez okresu. Powinien być wczoraj. Ewentualnie dzisiaj. Qrwa. O niczym innym nie myślę. Jestem poważnie wystraszona. Koleżanka mnie pociesza. Że to od stresów przed egzaminami. Tia, może, faktycznie, bezstresowe to moje życie na pewno ostatnio nie jest. Ale Przyjaciółka nie wie, że w czasie najmniej do tego odpowiednim baraszkowałam z Nim w łóziu. Naturalnie naturalnie, tylko na pigułce i na styk. O ja jebie... . Jeśli do poniedziałku nic, to będę musiała mu powiedzieć, że kasa, którą z takim zapałem zarabiał, pęknie w innym celu, niż biby studenckie. Najchętniej już bym powiedziała, bo się boję, jestem sama i za dużo myśli mi po głowie lata. Ale nie powiem. Kiedyś już o tym gadaliśmy, wiem, że mogę na Niego liczyć, ale... taka próba naszej znajomości. Qrwa, i to teraz, na koniec wszystko może się skomplikować... . A jeśli On by mnie zostawił samą sobie...? Nawet nie chcę tak myśleć. Nie wierzę w to, że mógłby. Bo wtedy... czekałoby mnie jedno wielkie upokorzenie... . Mogłabym zrobić test ciążowy... . Ale... wolę to odwlec jak się da. Tysiąc razy myślałam już, jak Mu to powiem. Tak bardzo bym chciała, żeby mnie wtedy przytulił, powiedział, że jest ze mną i że będzie dobrze... . Bo ja się boję tak strasznie. To nie jest nie zdany egzamin, to jest, o ja jebie, ja się przecież boję, że jestem w ciąży!!! Z kolesiem, z którym tylko dobra, ale krótka przyjaźń mnie łączy!!! To jakiś koszmar! Koszmar...!!! Sama nie mogę w to uwierzyć... . To jest straszne... .