Komentarze: 1
Gdzie polot, dowcip i szumny cynizm? Gdzie gładkość słówek? A gdzie powaga, rozklima i chłodny kąt oka?
„ (...) Na ścianie, którą wskazał, widniał wypukły relief przedstawiający ogromnego, łuskowatego węża. Gad, zwinąwszy się w kształt ósemki, wgryzał się zębiskami we własny ogon. Ciri widziała już coś takiego, ale nie pamiętała gdzie.
-Oto- powiedział elf- pradawny wąż Uroboros. Uroboros symbolizuje nieskończoność i sam jest nieskończonością. Jest wiecznym odchodzeniem i wiecznym powracaniem. Jest czymś, co nie ma początku, ani końca.
-Czas jest jak pradawny Uroboros. Czas to upływające chwile, ziarenka piasku przesypujące się w klepsydrze. Czas to momenty i zdarzenia, którymi tak chętnie próbujemy go mierzyć. Ale pradawny Uroboros przypomina nam, że w każdym momencie, w każdej chwili, a każdym zdarzeniu kryją się przeszłość, teraźniejszość i przyszłość. W każdej chwili kryje się wieczność. Każde odejście jest zarazem powrotem, każde pożegnanie powitanie, każdy powrót rozstaniem. Wszystko jest jednocześnie początkiem i końcem. (...)”
Andrzej Sapkowski
„Pani Jeziora” tom piąty Sagi O Wiedźminie
Prosiłam ją, żeby zachowała dystans. Że On bardzo wiele dla mnie znaczy, że jestem tam dla Niego, że od dawna nie było dnia, żebym o Nim nie myślała. Że miesiąc czekania na spotkanie z Nim tak nieznośnie się dłużył. A ona spędziła z Nim wieczór. Noc. Poranek. Nie zasnęłam nawet wtedy, kiedy ucichły już ich rozmowy. Gdybym spała, obudziłby mnie ich śmiech.
Serce mi pękło.
Dal niej, dla niego.
Rano.
Powiedziałam jej, że to koniec. Że na powrocie do domu poprzestaniemy. Jego unikałam. Udzielałam się na tyle, żeby uniknąć podejrzeń. Nawet jeśli coś zauważył, mógł wziąć to za zmęczenie po prostu.
Ona mówi, że była zalana, że nic nie pamięta, ale że nic w jego stronę nie robiła. Ale on w jej owszem. Ja zachowałabym się inaczej. Nawet zajebana tak jak ona, pamiętałabym o prośbie przyjaciółki. Że ona na to wszystko patrzy. Powiedziałabym jasno i zdecydowanie NIE.
Ja pierdolę, co ona sobie wyobrażała?! Co myślał on? Jak wyszła, położyła się w innym pokoju, jak powstrzymał mnie, żebym do niej szła i sam poszedł. Był zalany, nie wierzę, że do niej nie startował.
Zanim zaczął się ten koszmar, było fantastycznie. To miasto, jego klimat. Zakochałam się w nim od pierwszego wejrzenia. Wieczorem, kiedy wylądowaliśmy w klubie, nasza czwórka znalazła wspólny język. Nie mogło być chyba lepiej. Ja zaprzyjaźniłam się z jego współlokatorem, on z moją przyjaciółka. Kiedy z nim rozmawiałam, śmiałam się, zrozumiałam, jak bardzo mi go brakowało, jak tęskniłam, jak każda minuta z nim daje mi energię. Że choć rozsądek każe inaczej, serce jest przy nim.
Nigdy by mi nawet przez myśl nie przeszło, że sprawy przybiorą taki obrót. W najgorszych koszmarach.
Mam ogromny żal do niej. Do niego też. Kiedyś mówiłam, że wspomnienia związane z nim są zbyt miłe, żebym chciała o nich zapominać. On zniszczył wszystko. Dla niego nic nie znaczyłam. Słowa o przyjaźni to były puste słowa. Udowodnił mi to. Jak można być tak ślepym egoistą?! No jak...?
"Call Me, Call Me"
I close my eyes and I keep seeing things
Rainbow waterfalls
Sunny liquid dream
Confusion creeps inside me raining doubt
Got to get to you
But I don't know how
Call me, call me
Let me know it's alright
Call me, call me
Don't you think it's 'bout time
Please won't you call and
Ease my mind
Reasons for me to find you
Peace of mind
What can I do
to get me to you?
Od jakiegoś czasu dostaję meile od osoby, która mnie zna, ale pisze za mało, żebym mogła odgadnąć, kto to taki. Wysyła mi za to takie teksty. Jak ulał.
Mam jeszcze mętlik w głowie. Z biegiem czasu się poukłada. Wyklaruje. Nawet gdybym chciała, nie zapomnę. Tylko że teraz to, co dobre, przysłonił koszmar, jaki mi zafundował.
Na chwilę obecną... chciałabym nie żyć.