Najnowsze wpisy, strona 5


paź 05 2002 myszka mi zdechla
Komentarze: 5

hmmm, co za bzdura... chomiczek mi kipnął, myszka mi zdechła, świnka jest teraz w lepszym świecie... . Ja nie wiem, co wy macie z tymi gryzoniami. Ani to ładne, ani mądre, wegetuje sobie całymi dniami jak roślinka, nic tylko je, pije, sra i czasami pobiega po gałęzi w terrarium. W ogóle to nie kumam, po co ludzie trzymają zwierzęta w akwariach i klatkach, np. szynszyle. Przez takich jak Ty te zwierzaki się męczą, bo nie są w naturalnym środowisku. Zastanawiałaś się kiedyś, co czuje taki chomik, patrząc całe swoje przygłupawe życie zza szklanych ścian na ten sam pokój? A taki piesek preriowy, wystawiony w sklepie w małym, szarym akwarium, kiedy nad jego łebkiem przesuwają się setki głośnych oglądających? Te zwierzaki cierpią, i to bardzo, czemu? Bo komuś się ubzdurało, że chce mieć klatkę a w klatce zwierzątko. Takim jak Ty miłośnikom ładniutkich futrzaków powinno bardziej zależeć na tym, żeby ww. były szczęśliwe i radosne w jakimś buszu czy innej łące, a nie męczyły się za szybką.

To jest moja opinia do blogowego wpisu jednej panny. Wybaczcie proszę przerost treści nad formą, ale jestem chora i otępiona tabletkami na kaszel. Heh. Tyle.  

bonnie : :
paź 03 2002 .:Czas Się Zastanowić, Jak jak Ja Mam To...
Komentarze: 1

Siedzę sobie przed komputerem. Mam sto myśli w głowie, tysiąśpięćsetstodziewięćset rozklim, ale zapytaj mnie, o czym myślę, a nie będę potrafiła Ci odpowiedzieć. Mętlik.

 

Chodzę na uczelnię, wstaję- noc, kładę się- też noc. Jestem zmęczona, energii wystarcza mi do południa, pod koniec dnia wegetuję już jak roślinka. Śmieję się, opowiadam kawały, ale sama się do tego zmuszam. Chcę być lubiana i jak amerykańskie nastolatki popularna. No i całkiem nieźle mi to idzie. Ale ile kosztuje... .

 

Nie czuję się psychicznie za dobrze. Przeraża mnie ilość nauki, jaka mnie czeka. Zniechęca nijakość ludzi mnie otaczających. Martwi decyzja mamy o rozwodzie. Coraz częstsze nieporozumienia z bratem. To, że tym razem nie potrafię odstawić fajek. Że nie znajduję już relaksu w muzyce. Mój stan mnie martwi. Arleta widzi, że jest mi źle, że jestem smutna. A ja zmuszam się do uśmiechu i pytań o Jej chłopaka. Widzę, jaka jest szczęśliwa, jak świecą Jej się oczy. Nie podoba mi się myśl, że Ona może mnie nie rozumieć. Nie twierdzę, że tak jest, ale... może tak być.

Ewa wróciła z Niemiec. Cieszę się. Ona jest mi bardzo bliska. Jutro pójdziemy sobie do knajpki na piwko. Może coś Jej opowiem. Bo tak szczerze, to mało mi się chce o tym mówić. Skąd ten dół. Naświetlę Jej tylko co i jak. Może coś więcej.

 

Pomyślałam sobie, że za jakiś czas będzie mnie Jego brak mniej bolał. I wiesz co, ja wcale tego nie chcę. Bo miejsce po smutku wypełnia obojętność. Taka pusta obojętność. Zostaje nic. To jest okropne. Jeszcze gorsze od żalu.

 

Na uczelnie jest taki kolo. Podoba mi się, wygląda jak elf. No, oczy ma mniejsze. Śmialiśmy się dzisiaj na wykładzie przeszkadzając innym w notatkach. Zresztą, i tak mało kto pisał, bo baba ma nawijkę że mało kto nadąża z pisaniem. Zaimponowałam mu, bo ja akurat nadążam. Ot tak po prostu powiedział, że jestem niesamowita. Koleś który chyba nawet nie wie, jak mam na imię, ja zresztą Jego też nie znam. Heh. Jest zupełnym przeciwieństwem atrakcyjności męskiej dla mnie. Ale fajny. Potrafię Go rozśmieszyć. To by było dla mnie dobre, zająć się Nim. I zajmę. Żeby przynajmniej jedna myśl wyklarowała się z pozostałych.

 

„Mój smutek” odejdzie powoli i cicho. To nieuniknione. Boję się tego. Zajmę się na siłę czymś... kimś. Może się uda. Jak nie, to co? To NIC mi już tylko zostanie.

bonnie : :
paź 02 2002 Na Wolnym Przez Czas
Komentarze: 0

Nie mam dostępu do sieci, więc pisze sobie w wordzie, a potem to wkleję.

Jest piątek, dochodzi 10 rano. Przez większą część nocki nie spałam. Myślałam. O tym, jak bardzo inaczej miał wyglądać mój ostatni dzień z K. Że mieliśmy dla siebie tyle czasu, a go zmarnowaliśmy. Mogłabym się tu win doszukiwać, ale po co...? Zresztą, zależy mi na Nim, po co mam Go o cokolwiek obwiniać? To i tak nic nie zmieni, a zbudzi niesmak.

 

Jest mi koszmarnie smutno. Nie powiedziałam Mu, ze miałam schiza o ciążę. Nie powiedziałam, jak bardzo się bałam. To już nieistotne. Nie powiedziałam, jak bardzo mi będzie Go brakowało. Przynajmniej nie wprost. Za to przyznałam, że zmienił mnie, że miał na mnie duży wpływ. Pozytywny. Nabrałam pewności siebie, jakoś kompleksy znikły... . Jest też problem. Teraz będę szukała kogoś, kto choć po części będzie do Niego podobny. Wątpię, żebym znalazła... .

Wczoraj, w autobusie, jak gdyby nigdy nic K. Z ironią roześmiał się, że jest świnia, że tu do Niego dziewczyna dzwoni, a On potem inną... . Trudno mi opisać to, co wtedy czułam. Sto myśli w głowie. Zdenerwowałam się. Ja to, dziewczynę? Nigdy mi nie mówił, że ma laskę. Wiedziałam, że miał, że nadal chce z Nią być, ale to nie była Jego dziewczyna!!! Potem jakoś z tego wybrnął, przyznał, że przesadził. Ale niesmak pozostał.  Zdenerwowało Go moje poruszenie. Heh, kiedy mi to powiedział, poczułam się jak nic... . Ale tego też mu nie powiedziałam. Nauczył mnie trzymać język za zębami. Ale nauczył mnie też mówić. Opanowałam się. I znowu było dobrze.

Zawsze byłam dość impulsywna. Kiedy coś mnie denerwowało, szło nie po mojej myśli, najczęściej z czyjejś winy, szlag mnie trafiał na miejscu i boruta. Zdarzało się, że potem żałowałam. Przy Nim nauczyłam się panować nad sobą. Zamiast się wściekać i momentalnie dawać temu upust, czekałam i chłodnym okiem patrzyłam na rozwój wypadków. I lepiej na tym wychodziłam, tak szczerze pisząc. Kolejny stopień w pracy nad sobą, kolejne doświadczenie.

 

Jestem sama... . Jest mi przykro i smutno. Tęsknię. Brakuje mi Go. Ciągle o Nim myślę. Przypominam sobie... . Zastanawiam się. Rozklimiam. Odpędzam wątpliwości. Przywołuję to, co było dobre. Jestem zdezorientowana. Dlaczego przestaliśmy sobie wysyłać messy? Dlaczego On przestał pisać? Zresztą... to wcale ni musi oznaczać Jego obojętności. Ja też do Kate, na przykład, nie piszę codziennie. Czemu? Bo wiem, że ją mam i to niczego nie zmieni. Może z Nim jest podobnie... . Ufa w naszą przyjaźń, i że jest dobrze...? Trochę to nie poukładane. Roztrzepane myśli, nie ostudzona głowa. Proszę bardzo, ja nie tylko zadaję pytania, ja na nie sama odpowiadam. Mało tu kanarków, San.

Ale jest pytanie, jak często On będzie miał okazję do mnie napisać i czy to zrobi? Jesteśmy przyjaciółmi przede wszystkim i ja naprawdę tak o Nim myślę. Łóżko? IiiTam. To ma niewielkie znaczenie, jeśli w ogóle jakieś ma. Brakuje mi Niego, tylko i aż Niego.

Chyba tak do końca mu nie ufam, skoro martwię się, że się nie będzie odzywał... . Heh, a skoro jestem taka mądra, to dlaczego ja jeszcze do Niego nie napisałam, he?

Powiedział mi, że może się zdarzyć tak, że o sobie zapomnimy. Tak będzie... . Boję się jednak, że On zapomni pierwszy... . Zobaczymy za kilka tygodni... . Hahaha, moje życie zamyka się w kilku tygodniach przed i kilku po dzisiaj.

 

bonnie : :
wrz 22 2002 Pylica i kanareK
Komentarze: 1

Zamiatałam po gipsowaniu. Mam qrwa chyba pilice płuc. A pyłu nie wykaszlę chyba do świąt. Ekh ekh. A dzisiaj na dworcu, ja jebie, niedziela, południe, mamy z tatami i dzieci z balonami, a tu kolo sobie w najlepsze szcza na mór. Myślał, że się zaczai, bo niby, qrwa dworzec w pierdziszewie, zero przechodnia o tej porze. Ale nie wkalkulował mnie wracającej z kasy biletowej na peron. Dla tej miny i krępacji warto było usłyszeć ohydny odgłos szczyn chlupiących o mór. Niestety nie mogłam o tym opowiedzieć bratu, bo akurat się obraziłam, że nie chciał mi dać paczki czipsów, mając dwie duże. A Jego koledze mi się nie chciało. A w pociągu w Katowicach wsiadła baba i co się odezwę, to  ona już, lornetkowiec obcinacz, co mówię. W sumie, to starsza, ale zadbana jak nastolatka. Ciekawe jak ja pogodzę się ze swoją starością. Anyway, tak mnie zdenerwowała, że w kiedy mój brat powiedział o jakiejś przechodzącej sztuce, że fajna dupcia, ja teatralnie się zdziwiłam, że no co Ty, ta kobieta ma chyba z 50 lat. No i już więcej nie patrzyła. Zapalę sobie lampkę, bo cosik przyciemniawo.

Dzwoniła moja ciotka, ja Jej, że zakochana i cierpiąca, Ona, że bez nauki i tak mnie nikt nie zechce, więc mam się uczyć. Czasami mam wrażenie, że mówię w jakimś obcym, niezrozumiałym dla innych językiem. Innych czyli rodziny. Eeee, idę, bo się rozsentymętnie. A tego przecież byśmy nie chcieli. KANAREK, qrwa ;)

bonnie : :
wrz 19 2002 Lepiej spłonąć niż zgasnąć...
Komentarze: 2

Jest spoko. Chciałam skasować tamten wpis. Ale chyba tego nie zrobię. Bałam się, byłam wystraszona, bezradna i samotna. No, może nie do końca taka bezradna. W twa tygodnie po... zapłodnieniu można zrobić taki zastrzyk, który powoduje poronienie. Stać mnie na niego, nie musiałabym nawet się przyznawać. W ostateczności poszłabym z koleżanką. Ale właśnie... ten strach paniczny... te obrazy w głowie... . Koniec o tym. Już dobrze. Mamy przed sobą kilka ostatnich dni. Mam zamiar je wykorzystać. Nie smucić się. Potem przyjdzie czas na smutek. Jak wyjedzie.

A to odwlekanie na później... . Myślałam mało logicznie. Proste. Jestem zwolenniczką zdania, że co ma być to będzie i że jeśli umiesz liczyć, to licz na siebie. Ale w tym przypadku oba przesłania pękły jak bańki z piany. To nie takie łatwe... to mogło zmienić całe moje życie... . Wiesz, Josh, już zmieniło... . Nowe doświadczenie... lepiej spłonąć niż zgasnąć... .

bonnie : :