wrz 22 2002

Pylica i kanareK


Komentarze: 1

Zamiatałam po gipsowaniu. Mam qrwa chyba pilice płuc. A pyłu nie wykaszlę chyba do świąt. Ekh ekh. A dzisiaj na dworcu, ja jebie, niedziela, południe, mamy z tatami i dzieci z balonami, a tu kolo sobie w najlepsze szcza na mór. Myślał, że się zaczai, bo niby, qrwa dworzec w pierdziszewie, zero przechodnia o tej porze. Ale nie wkalkulował mnie wracającej z kasy biletowej na peron. Dla tej miny i krępacji warto było usłyszeć ohydny odgłos szczyn chlupiących o mór. Niestety nie mogłam o tym opowiedzieć bratu, bo akurat się obraziłam, że nie chciał mi dać paczki czipsów, mając dwie duże. A Jego koledze mi się nie chciało. A w pociągu w Katowicach wsiadła baba i co się odezwę, to  ona już, lornetkowiec obcinacz, co mówię. W sumie, to starsza, ale zadbana jak nastolatka. Ciekawe jak ja pogodzę się ze swoją starością. Anyway, tak mnie zdenerwowała, że w kiedy mój brat powiedział o jakiejś przechodzącej sztuce, że fajna dupcia, ja teatralnie się zdziwiłam, że no co Ty, ta kobieta ma chyba z 50 lat. No i już więcej nie patrzyła. Zapalę sobie lampkę, bo cosik przyciemniawo.

Dzwoniła moja ciotka, ja Jej, że zakochana i cierpiąca, Ona, że bez nauki i tak mnie nikt nie zechce, więc mam się uczyć. Czasami mam wrażenie, że mówię w jakimś obcym, niezrozumiałym dla innych językiem. Innych czyli rodziny. Eeee, idę, bo się rozsentymętnie. A tego przecież byśmy nie chcieli. KANAREK, qrwa ;)

bonnie : :
ważniak
26 września 2002, 20:32
na "mór"? to znaczy jak? na umór szcza? aż mu żyłka pierdząca pęknie? a może tyle z siebie wyrzucił, że utonął?

Dodaj komentarz