Archiwum październik 2002, strona 1


paź 10 2002 Pierdolenie O Szopenie
Komentarze: 2

******* *******

Stronaka oficjalna Madonny jest centralnie do dupy, takie sraczkowate kolory to wiadomo gdzie są dobre. Chociaż nie, bo chyba nikt nie lubi mieć sraczki.

Dzisiaj znowu nie poszłam na uczelnię, raz, że mi się nie chciało dupska z łóżka zwlec o 5.30 rano, dwa, że nadal się źle czuję. Kończą mi się chusteczki higieniczne i jestem zmuszona smarkać w papier toaletowy. Jest biały i na tym się kończą różnice pomiędzy nim a zwykłą, szarą, szorstką srajtaśmą. W sumie to troszkę przesadzam, ale mam prawo, chora jestem i nikt mi ciepłej herbaty nie zrobi. Nikt czyli brat Lama, któremu dzisiaj zaserwowałam obiadziwo z ziemniaków, sałatki zielonej i takiego dobrego mięsa którego nazwy zapomniałam. Co za szuja. Ruszyłby dupę i mi chusteczki w kiosku kupił.

Zaraz przyjdzie moja przyjaciółka Kasia i będziemy gadały od rzeczy i napierdalały się ze wszystkiego i ze wszystkich, nie uznając żadnych, end aj min żadnych świętości. No, może poza nielicznymi. Wiadomo, np. mamy nasze.

***

Zastanawiam się, dlaczego mój blog nie robi tutaj kariery. Czemu nie mam 20 komentarzy pod każdą notką? Widocznie jestem mało ciekawa. Może powinnam pisać o sraniu, brudzie w uszach i chęci wytłuczenia pomiotu fanów BS i BB saperką? Może powinnam pisać wierszem, najczęściej białym, używać ogólnikowych schematów, często wspominać o krwi i upływie czasu? Może to jest recepta na bloga, a nie jakieś tam głupie to, co ja piszę. Bo co ja właściwie tu piszę? Ostatnio smęciłam o chłopaku. Wiadomo, baba, zawsze jakiś koleś do wspominania się trafi. Gdyby chociaż poetycko było...? A nie jakaś qrde proza, pfi, co to jest proza?! I nie, to nie jest wymówka, że było zbyt szaro i zbyt ciężko, żeby układać strofy. Zresztą, ciężko?! Takie gadki to są dobre dla 15- sto latek i ich cukierkowych wielkich tragedii w stylu Beverly, Melrose i McBill. Lepiej czytać o gównie, prawda?

***

Dalej. Ostatnio było o sporej i nastręczającej kłopoty porażce na uczelni. Naturalnie, że się nie sprzedaje, przecież to zbyt przyziemna sprawa na bloga. Może powinnam pisać, ze jestem gejem? Tego też qrcze nikt nie łyknie, bo jak już ktoś czyta tego bloga mojego, to się kapnął, że jestem laska a nie facet. Więc gejowatośc też odpada.

Taka mała rozklimka. Qrde, mój świat ostatnimi czasy to chłopak dla którego najprawdopodobniej niewiele znaczę (w sumie to jeszcze na razie tak nie myślę, tak tylko, niby zimny cynizm) i uczelnia, która z koleji niewiele znaczy dla mnie. Tak sobie myślę, a propos studiów, że mój rozleniwiony organizm chorobą reaguje właśnie na rozpoczęcie roku akademickiego. Najpierw gardło, które przestało bolec, jak przyszedł weekend, ale od poniedziałku już kaszelek, katar i boląca głowa. Wniosek jest prosty. Jestem dowodem na to, że nauka i szkoła mogą szkodzić. Basta.

Wracając jednak do chłopaka i uczelni, i tego, że to najwyraźniej jedyne sprawy, które mnie absorbują, mogę wyciągnąć wniosek, że jestem szara i nijaka, zamknięta w jakimś pseudo światku. Naturalnie tak nie myślę, a wszystkich, którzy jednak mają co do tego jakieś podejrzenia, mam w głębokim poważaniu. Tak się jednak składa, że nie mam rozdzielnej uwagi i głównie skupiam się na rzeczach najbardziej dla mnie ważnych, a przez to absorbujących. Zresztą, nie będę się usprawiedliwiać, dlaczego pisze tak a nie inaczej.

***

Na zakończenie chciałabym zaznaczyć, że nikogo nie miałam na myśli pisząc tą notkę, żadnych konkretnych osób. Jest tu kilku blogowiczów, których wpisy czytam zawsze i z niecierpliwością oczekuję na następne. Dla nich wielki propsy. Acha. Kiedyś miałam opcje w klimacie wiersze, piosenki i inne opowieści dziwnej treści, więc niewykluczone, że nawet ja coś takiego jeszcze kiedyś tu wysmażę. Na razie żyjcie w błogiej nieświadomości.

*******

bonnie : :
paź 09 2002 Co to za czarna seria?
Komentarze: 3

Wczorajszy dzień był apogeum czarnej serii, z jednym tylko małym przebłyskiem. Ale od początku.

     

      Olewając naukę na prawo poszłam stosunkowo wcześniej spać, bo około optymalnej godzinki 24. Rano wstałam sobie o 6.45, z zamiarem zdążenia na pociąg do wstrętnych, brudnych, śmierdzących... ups, sory, o tym za chwilę..., no więc na pociąg o 8.12 do...Katowic. Jest jeszcze o 8.58, ale jak mam potem lecieć z wywieszonym jęzorem na uczelnię, to pieprzę taki interes. No więc wyszłam sobie z domku na przystanek, a tu jeb, w połowie drogi przypomniałam sobie, że zapomniałam wykładów z prawa. Naturalnie długa do domu, po schodach, pieprzony domofon, zawsze otwarty, ale jak ja się qrwa spieszę, to zamknięty... drzwi, pokój, wykłady, w między czasie kilka dosadnych epitetów, nerwowych spojrzeń na zegarek i już radośnie biegnę sobie z powrotem na busa. Oczywiście dopiero na miejscu przypomniałam sobie, że przepakowując torbę do plecaka nie przełożyłam portfela... . W stanie wskazującym na wqrwiene wróciłam o domu, rozsiadłam się na krześle i zajęłam czytaniem tych cholernych wykładów, przepakowując uprzednio portfel do plecaka. Na autobus i tak bym już nie zdążyła.

      Ale to naturalnie nie koniec. Ponieważ ja nigdy się nie spóźniam, i tym razem nic z tego. Otóż zdążyłam na pociąg o 8.12, nawet na ten o 7.38, bo oba miały opóźnienia 80 minut!!! To jest qrwa skandal!!! I na wykłady z prawa biegłam z zajebiście wywieszonym językiem. Warto było w sumie zdążyć, bo Darek tak się rozkręcił, że lałam non stop. Żarty były tym razem jednak na poziomie, i nie każdy z tych debili na auli kumał o co chodzi. Ale ja kumałam J

Niewątpliwą przyjemność słuchania wykładu zakłócał mi jednak koszmarny katar, szlag mnie trafiał, bo nie mogłam się wysmarkać. Mam taką dziwną schizę, że choćbym się dusiła, to nie smarknę przy innych. Za to potem sobie ulżyłam w kiblu za wszystkie czasy. Właściwie, to na jakieś 15 minut... .

      Po prawku miałam nudną makro, baba jest świrnięta, da nam w dupę, już to czuję, nauki w pizdu. Aha. Przeprowadziłyśmy z koleżankami test: przed zajęciami zapytałyśmy na forum grupy, czy ktoś się przygotował, kto ma notatki? Cisza. Jak makiem rozrzucił. Spoko, parchy, ciekawe, co z takim zapamiętaniem kartkujecie. No i naturalnie nie myliłam się, bo jak tylko weszła Pani Dziekan, z którą mamy wątpliwą przyjemność mieć zajęcia, albo wszystkich oświeciło i lecieli na wolnym, albo te kartki przed nimi to nie były listy miłosne do tych krzywych ryjów, tylko cholerna makro!!! Co za pizdy! Mogą spierdalać. Nie rozklimiam tego. Ja mam, daję koleżankom. One mają, dają mi. Na dłuższą metę to każdy sam sobie coś robi, i looz, ale wiadomo, że qrwa, trzeba się dzielić. Denerwuje mnie to bardzo.

      Ale to też nie koniec. Zjebaliśmy ze statystyki, będzie przejebane. Najgorszy przedmiot, baba nas udupi. Pierdoli mi to szczerze.

      No, o 15 prawo. Szybkie powtórki, notatek przeglądanie i jazda. Koleś jest looźny, ale jak się uprze, to masakra. Dał nam wybór, albo piszemy, albo odpowiadamy. Zwykle w takich sytuacjach podejmowałam złą decyzję, ale tym razem poszłam za większością pisać, i zdałam. Co za wał, uczyłam się kilka godzin, nawet książki nie przeczytałam, i zdałam. A qmpela, co w ogóle nic nie umiała, też. No bajer. I TO JEST JEDYNA JASNA STRONA TAMTEGO DNIA.

      Poszłyśmy na piwko, a potem na 17 na wyniki z zarządzania. Dla nieświadomych- drugi termin warunku, jak nie zdamy, to przejebane. No i zaczęła się jazda. O 17 ten profesor nadal pytał. Po godzinie stania w tłumie i kręcenia wałków innym, że najpierw wchodzą starości z wpisami warunkowymi, koleś wychodzi i mówi, że warunki na końcu. Zdenerwowało nas to troszkę, ale lajcik. Czekałam z bardzo fajnymi osobami i poważnie milo spędziłam ten czas. Co prawda po 3 GODZINACH czekania na nasza kolejkę było nam już mniej do śmiechu, ale looz, jesteśmy napinacze, będziemy twardzielami. Czwarta godzina zeszła nam na chronicznym niepokoju, humorek przestał dopisywać. Siedzieliśmy na uczelni od 8 rano, byliśmy zmęczeni i zdenerwowani, a tu godzina 20. Przed 21 dostaliśmy dopiero indeksy. Na 14 osób zdała jedna. Ja nie zdałam. Sqrwysyn. Udupił nas. Wiecie, szkoła prywatna. Jak nie zdamy trzeciego warunku, a  szczerze mówiąc, nie wierzę, żebyśmy zdali po tym co widzieliśmy, to co miesiąc 4 dychy więcej do czesnego. Ten ciula nawet nie sprawdza tych testów, wrzuca je do kompa z czytnikiem. Wiadomo, że maszyna może się pomylić, że może jakiegoś punktu nie uznać. Qrde, jak już ktoś ma drugi warunek, mógłby te prace sprawdzić sam, zobaczyć tok myślenia... . Koszmar. Mamy bardzo poważnie przewalone.

      Katowicki dworzec, godzina 21. Mnóstwo żuli, bezdomnych, hmmm... takich, którym się nie udało. Wbijam się na peron, kukam, a tu pociąg za godzinę i 10 minut. Jest wcześniej pośpiech, ale te sqrwiałe kanary i tak nie pozwolą jechać. Nawet jakbym czekała, to i tak w Gliwicach porażka, bo ostatni bus o 22.50. Wątpię, żebym zdążyła. Więc poszłam na przystanek autobusowy obok Empika. Tam dla odmiany już lepiej, 10 mil. Sprawa prosta. Droga mi się nieznośnie dłużył, na dodatek na szybie była naklejka i nic nie widziałam. Zresztą, w takiej sytuacji nawet infrastruktura oświetlona nocą słabo by mnie cieszyła. Miałam mętlik w głowie, ni chciało mi się szukać jakichś konkretnych myśli. W G. Byłam o 22.15. Wbiłam się do busa który mijał moje osiedle, pobiłam rekord zapinania z buta, bo przeszłam kawał do domu 2 rzy szybciej niż normalnie, powiedziałam mamie, przytuliłam się, sądząc, że tego potrzebuje i zamknęłam w swoim pokoju i w sobie. Do dupy z taką robotą... .

      Dzisiaj nie poszłam na uczelnię. Jestem zajebiście chora, wczoraj się tylko doprawiłam. Siedzę i piszę. Mam chwilkę czasu dla siebie nareszcie. Nie wiem za dobrze, co dalej z tą szkołą. Heh. Cóż, muszę. Wyjścia nie ma. Choćbym miała powtarzać przedmiot do piątego roku, musze tam kiśnieć. Tylko co z planami o przeniesieniu na AE? Nic.Nie przeniosę się. I już.

 

 

bonnie : :
paź 07 2002 ekh ekchaotycznie
Komentarze: 1

Mam o jeden kłopot mniej- zlikwidowałam dzisiaj cholerne konto w cholernym banku śląskim, i już nei mam debetu i już nie mam problemu. Zostało mi jeszcze tysiąc innych, ale zawsze to jakiś kroczek do wolności. Chuj, że przybyło mi kilka kolejnych, jak na przykład max pochorowanie no z nosa mi się dosłownie leje na górną wargę, koszmar. Ale to nic w porównaniu z egzaminem z prawa, na który iść nie miałam, a idę, i na który naturalnie się nie uczyłam ani chwili od czerwca. Subtelniej niż „przejebne” tego nie da się ująć. Nie poddam się jeszcze przez jakiś czas i pouczę się. Tak poważnie, to nie chodzi o ta kapę, tylko o to, że , qrde, będę musiała spojrzeć w oczy mojemu ulubionemu Panowi Magistrowi Niedługo Doktorowi w oczy i powiedzieć, że no bonus, nada, zero, null, niet, no. Zapytam, może mi zaliczy na kredyt... . Anyway,cosik czarno to widze.

 

Ogłoszenia parafialne:

Jestem przemęczona jak nie wiem co. To poranne wstawanie mnie zabije.

W weekend widziałam się z moją chrześniaczką. Jest malutka, słodka i śliczna, uwielbiam ją. Mimo koszmarnego bólu gardła czytałam jej bajki, śmiałam się i grałam w chowanego, udając, że skoro cztery razy pod rząd wlazła pod łóżko, to teraz na pewno już jej tam nie ma. I najlepsze jest to, że naprawdę dobrze się bawiłam. A jak usypiała lalkę, śpiewając jej kołysanki, kilka łezek mi pociekło po policzku. Z pewnych przyczyn rzadko ją widuję, a chciałabym być przy niej zawsze. Bardzo ją kocham. Moją Paulę.

Nie mam na nic czasu. Qrde, potrzebuję iść do fryzjera, do dentysty, eee, na solarium... . I nie, nie jestem dresirą. Brakuje mi czasu, żeby sobie usiąść, pomyśleć, napisać coś mądrego i chwytliwego na blogu. Czas, jaki mam dla siebie to drogi do i z Katowic, ale wtedy jestem zbyt zajęta kontemplowaniem szarego krajobrazu za szybką, niż własnej przyszłości. Zresztą,to o pieprzonej 6 rano myśli o przyszłości!!! Jak wstaję, to moja koncentracja ogranicza się, żeby nie zapomnieć majtek ubrać, a nie qrcze sensy egzystencjonalne. Anyway, zmęczenia i brak czasu.

Co do moich uczuć... . To zaczyna się to wyciszać... . Tyle. Heh,nie chce o tym pisać, bo i tak nikt nie komentuje. Heheh, pod publiczkę romansik J

Idę, to miała być krótka notka.

bonnie : :
paź 05 2002 myszka mi zdechla
Komentarze: 5

hmmm, co za bzdura... chomiczek mi kipnął, myszka mi zdechła, świnka jest teraz w lepszym świecie... . Ja nie wiem, co wy macie z tymi gryzoniami. Ani to ładne, ani mądre, wegetuje sobie całymi dniami jak roślinka, nic tylko je, pije, sra i czasami pobiega po gałęzi w terrarium. W ogóle to nie kumam, po co ludzie trzymają zwierzęta w akwariach i klatkach, np. szynszyle. Przez takich jak Ty te zwierzaki się męczą, bo nie są w naturalnym środowisku. Zastanawiałaś się kiedyś, co czuje taki chomik, patrząc całe swoje przygłupawe życie zza szklanych ścian na ten sam pokój? A taki piesek preriowy, wystawiony w sklepie w małym, szarym akwarium, kiedy nad jego łebkiem przesuwają się setki głośnych oglądających? Te zwierzaki cierpią, i to bardzo, czemu? Bo komuś się ubzdurało, że chce mieć klatkę a w klatce zwierzątko. Takim jak Ty miłośnikom ładniutkich futrzaków powinno bardziej zależeć na tym, żeby ww. były szczęśliwe i radosne w jakimś buszu czy innej łące, a nie męczyły się za szybką.

To jest moja opinia do blogowego wpisu jednej panny. Wybaczcie proszę przerost treści nad formą, ale jestem chora i otępiona tabletkami na kaszel. Heh. Tyle.  

bonnie : :
paź 03 2002 .:Czas Się Zastanowić, Jak jak Ja Mam To...
Komentarze: 1

Siedzę sobie przed komputerem. Mam sto myśli w głowie, tysiąśpięćsetstodziewięćset rozklim, ale zapytaj mnie, o czym myślę, a nie będę potrafiła Ci odpowiedzieć. Mętlik.

 

Chodzę na uczelnię, wstaję- noc, kładę się- też noc. Jestem zmęczona, energii wystarcza mi do południa, pod koniec dnia wegetuję już jak roślinka. Śmieję się, opowiadam kawały, ale sama się do tego zmuszam. Chcę być lubiana i jak amerykańskie nastolatki popularna. No i całkiem nieźle mi to idzie. Ale ile kosztuje... .

 

Nie czuję się psychicznie za dobrze. Przeraża mnie ilość nauki, jaka mnie czeka. Zniechęca nijakość ludzi mnie otaczających. Martwi decyzja mamy o rozwodzie. Coraz częstsze nieporozumienia z bratem. To, że tym razem nie potrafię odstawić fajek. Że nie znajduję już relaksu w muzyce. Mój stan mnie martwi. Arleta widzi, że jest mi źle, że jestem smutna. A ja zmuszam się do uśmiechu i pytań o Jej chłopaka. Widzę, jaka jest szczęśliwa, jak świecą Jej się oczy. Nie podoba mi się myśl, że Ona może mnie nie rozumieć. Nie twierdzę, że tak jest, ale... może tak być.

Ewa wróciła z Niemiec. Cieszę się. Ona jest mi bardzo bliska. Jutro pójdziemy sobie do knajpki na piwko. Może coś Jej opowiem. Bo tak szczerze, to mało mi się chce o tym mówić. Skąd ten dół. Naświetlę Jej tylko co i jak. Może coś więcej.

 

Pomyślałam sobie, że za jakiś czas będzie mnie Jego brak mniej bolał. I wiesz co, ja wcale tego nie chcę. Bo miejsce po smutku wypełnia obojętność. Taka pusta obojętność. Zostaje nic. To jest okropne. Jeszcze gorsze od żalu.

 

Na uczelnie jest taki kolo. Podoba mi się, wygląda jak elf. No, oczy ma mniejsze. Śmialiśmy się dzisiaj na wykładzie przeszkadzając innym w notatkach. Zresztą, i tak mało kto pisał, bo baba ma nawijkę że mało kto nadąża z pisaniem. Zaimponowałam mu, bo ja akurat nadążam. Ot tak po prostu powiedział, że jestem niesamowita. Koleś który chyba nawet nie wie, jak mam na imię, ja zresztą Jego też nie znam. Heh. Jest zupełnym przeciwieństwem atrakcyjności męskiej dla mnie. Ale fajny. Potrafię Go rozśmieszyć. To by było dla mnie dobre, zająć się Nim. I zajmę. Żeby przynajmniej jedna myśl wyklarowała się z pozostałych.

 

„Mój smutek” odejdzie powoli i cicho. To nieuniknione. Boję się tego. Zajmę się na siłę czymś... kimś. Może się uda. Jak nie, to co? To NIC mi już tylko zostanie.

bonnie : :